Strona:Maurycy Karasowski - Fryderyk Chopin t.II.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ski Boga, ale się smucą o mnie niepotrzebnie. Ja już się smucić ani cieszyć nieumiem; — wyczułem się zupełnie, tylko wegetuję i czekam żeby się prędzej wszystko skończyło.
Jadę w przyszłym tygodniu do Szkocyi, do jakiegoś lorda Torphichen, szwagra moich Szkotek, u którego one już są około Edymburga. Pisał on do mnie list z zaprosinami, jako też lady Murray, znana tam wielka dama, która bardzo muzykę lubi. Nie liczę mnóstwa innych zaprosim ustnych z adresami, bo włóczyć się z kąta w kąt już nie mogę; także życie mi obmierzło, a przed sobą nic na końcu tego nie widzę.
Zabawię w Szkocyi do 29 sierpnia, a właśnie na 29 dałem się zaangażować do Manczesteru na wielki koncert. Mam grać dwa razy bez orkiestry i za to mi dadzą 60 funtów. Alboni także przyjedzie, lecz mnie nic do tego, — tylko usiądę i zagram. Mieszkać przez parę dni będę tam, gdzie Narkomm, u znajomych bogatych tamtejszych fabrykantów. Co potem z sobą zrobię? — niewiem. Żebym choć wiedział że tu mię w zimie choroba nie złoży!“
Twój
Fryderyk.“