Strona:Maurycy Karasowski - Fryderyk Chopin t.I.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie tęgo wygląda. Kontent jestem że po dzisiejszym koncercie wyjeżdża, ponieważ kłopot mi z głowy spadnie, a tymczasem może Radziwiłł na koniec sejmu nadjedzie i zrenonsuje od swoich waryacyi.
Panna Sonntag nie jest piękną, ale miłą do najwyższego stopnia. Czaruje wszystkich swoim głosem który nie bardzo jest wielkim, lecz nadzwyczajnie wyrobionym. Jéj diminuenda są non plus ultra; jéj portamenta śliczne: gammy, szczególniéi chromatyczne do góry — przepyszne. Śpiewała nam Mercadantego aryę bardzo, bardzo, bardzo, ładnie; Waryacye Rodego, mianowicie ruladową ostatnią, przedobrze. Waryacye na temata szwajcarskie tak się podobały, że wywołana, na podziękowanie zamiast wielkich dygów, jeszcze raz je zaśpiewała. Jest to dobroć uosobiona. Wczoraj z waryacyą ostatnią Rodego toż samo było. Śpiewała nam Cavatiny z Cyrulika i ze Sroki; możesz się domyśleć różnicy od wszystkiego co się dotąd słyszało. Śpiewała także aryę z Freischütza, nadcudnie. Byłem też raz a niéj, kiedy przyszedł Soliva z pannami Gładkowską i Wołków; wykonały przed nią Duet jego kompozycyi co to w nim „barbara sorte“ na końcu, zapewne sobie przypominasz? Mówiła mi panna Sonntag, że ich głosy są piękne lecz przekrzy-