Strona:Maurycy Karasowski - Fryderyk Chopin t.I.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

która mi sama ślicznemi swojemi usteczkami mówiła, że wyjeżdża do Fischbach na wezwanie króla Pruskiego, lecz wraca do nas jeszcze. Nieuwierzysz ile miałem przyjemności w poznaniu bliższem tego „posłańca boskiego“ jak ją tu słusznie niektórzy zapaleńcy tutejsi nazywają. Książe Antoni Radziwiłł prezentował mnie jéj, za co serdecznie wdzięczny mu jestem. Przez ten jednakże tygodniowy jéj pobyt u nas nie bardzo korzystałem z mojéj znajomości, ponieważ widziałem jak umęczoną zawsze była dziwnie nudnemi wizytami senatorów, kasztelanów, wojewodów, ministrów, generałów i adjutantów, którzy na to tam siedzieli, by jéj w ślepki patrzeć i o pogodzie rozmawiać. Ona ich wszystkich jak najgrzeczniéj przyjmuje, bo jest tak dobrą z duszy, że nie mogłaby być niegrzeczną. Wczoraj jednakże, ażeby na próbę do teatru pojechać, musiała się aż zamknąć w pokoju dla włożenia kapelusza na głowę, gdyż lokaj w przedpokoju nie mógł sobie dać rady z meldowaniem. Nie byłbym u niéj ani razu, ale żądała mię widzieć z powodu jednego śpiewu, który jéj Radziwiłł aranżował, a mnie polecił do napisania. Są to waryacye na Dumkę ukraińską; temat i zakończenie ładne, lecz środek nie podoba mi się (ani też pannie Sonntag); zmieniłem go cokolwiek, ale zawsze