Przejdź do zawartości

Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.2.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Więc Aranka zbliżyła się do męża, lecz i z nią nie chciał rozmawiać.
— Baronowo, pani miejscem w teatrze jest loża. Nie zapominaj o tem, że minęły już czasy, kiedy występowałaś na scenie i role odgrywałaś.
Baronowa Anna podeszła do swojego syna.
— Synu kochany, miejże wzgląd na damy. Zebrane tu widzisz osobistości najwybitniejsze, najwięcej poważania godne w całym naszym kraju; każdy spogląda na ciebie z prośbą, nie dopuśćże do tego, aby spoglądali z zawiścią.
— Hrabino! Nie jestem stworzony do roli Koryolana. Dla tych pięknych oczu, które raczą na mnie spoglądać, trudno mi jest narażać całą moją karyerę. Najuprzejmiej upraszam panią hrabinę, ażeby mnie raczyła zostawić w spokoju. Niech hrabina o tem zechce pamiętać, że ja nic nikomu nie zawdzięczam, oprócz chyba tych kilku kropel nieokiełznanej krwi, która w moich żyłach płynie. Czem jestem — tem sam siebie stworzyłem. Własnym siłom, własnej pracy realnej winien jestem swoje stanowisko i nie myślę go stawiać na kartę dla czyichś waryackich mrzonek.
Była to obelga, rzucona w oczy całemu towarzystwu.
Zoltan nie mógł zmilczeć — stanął przed Szymonem.
— Panie, obrażasz pan kobiety!
— Mówiłem tylko do mojej matki.
— Która jest również i moją matką!
Przykrą tę i w najwyższym stopniu naprężoną scenę przerwało wejście Paola.
Wszystkie twarze, ile osób było na sali, nosiły ślady silnego podniecenia, jeden tylko Paolo