Przejdź do zawartości

Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.2.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pan najbardziej lubisz z mojego repertuaru? Solo Roziny… czy też może — walc Arditi’ego „Il baccio?” Wolisz pan walca, nieprawdaż? Bo też niema nadeń nic bardziej upajającego!
I zcicha nucić zaczęła początkowe takty.
„Sul le — sal le labra…” Cyt! nikt nie powinien słyszeć, to będzie niespodzianką.
Na licu Paola pojawił się przelotny uśmiech ironiczny.
— I ja również mam niespodziewaną nowinę do udzielenia waszej ekscelencyi. Mąż pani powrócił do domu.
Na te słowa wpadła Aranka w taką wściekłość, że zapomniała nawet chwilowo o pięknej pozie i miłym wyrazie twarzy.
— Mój mąż?… To niepodobieństwo! Przecież on musi teraz przebywać w Budzinie na naradach!
— A jednak powrócił i to specyalnie wynajętą ekstrapocztą.
(Podówczas w całej tej prowincyi nie było jeszcze kolei żelaznych).
Pan musisz być w błędzie!
— Widziałem go na własne oczy, wjeżdżającego w bramę pałacu państwa.
— Na taki piekielny pomysł istotnie on tylko jeden umiałby się zdobyć… Trzeba czemprędzej zawiadomić prezesową.
Paolo skłonił się i pośpieszył do baronowej Anny.
Aranka dygotała ze wzburzenia i gniewu.
„Szymon powrócił? Ekstrapocztą! Nawet nie zażądał wysłania po siebie własnego powozu do stacyi kolejowej w Debreczynie, jak to zwykle robi…