Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.1.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

by, ażeby się człowiek żenił koniecznie z jakąś wychudłą, bezkrwistą, w klasztorze wychowaną gęsią, umiejącą się tylko modlić, wzdychać i pokornie znosić wszelkie kaprysy i tyranizm suzerenki — świekry. Haha!
Szymon, słysząc to, wpadł w werwę. Ten Zoltan zupełnie tak, jak gdyby czytał w jego własnych myślach. Zaczął mu przytwierdzać, śmiejąc się z ironią.
— Tak, a przytem, żeby ta gęś miała co najmniej trzy tysiące morgów posiadłości, tudzież siedmiu antenatów po mieczu i kądzieli, haha!
— Ale, rzecz prosta, daremne były perwazye, nie dałem sobie wybić z głowy raz powziętego postanowienia. Krótko i węzłowato powiedziałem hrabinie, że jeżeli jej się nie podoba kobieta, którą mieć będzie za synowę, to nic nie będę miał przeciwko temu, ażeby sobie wyjechała z miasta i osiadła na wsi, gdzie nikt jej nie będzie przeszkadzał rozpościerać władzy nad wszelkiem żyjącem, czy martwem stworzeniem.
— Stanowczo, najlepiejby zrobiła!
— Ostatnie moje słowo było: „jestem niezłomny i nieugięty!”
Szymonowi z wielkiego zadowolenia aż pierś się poszerzyła. Tak, to już widać rodzinnem jest u nich obydwóch: „energia w postępowaniu z mamą!”
— Tymczasem, zanim doszedłem do pełnoletności, wybuchnęła w naszym kraju ta nieszczęśliwa zawierucha, która później tylu smutnych następstw stała się powodem. Niepodobna mi było oprzeć się ogólnemu prądowi; sam wmieszałem się także do powszechnego ruchu.
— Nie mogłeś wyjechać za granicę?
— Byłbym mógł, ale nie chciałem. Opętany