Strona:Matka cyranka.pdf/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Człowiek nie patrzył na nią i skierował się prosto do stawu. Co on chciał robić z kaczuszkami — czyż je zamierzał potopić?
Oto brał je do ręki kolejno i — jedno o po drugim puszczał na krystaliczną wodę...
Uradowana matka wskoczyła za nimi i popłynęła, a kaczuszki, jakby nauczone podążyły za nią.
Cóż to był za dziwny człowiek! Kaczka była tak przejęta nienawiścią i bojaźnią do rodu ludzkiego, że nie mogła nawet przypuścić, iż ten jeden był jej przyjacielem — i że już dwukrotnie uratował życie jej rodzinie. On to bowiem spłoszył lisa krwiożerczego — i on przeniósł drobne, bezsilne pisklęta do ich upragnionego celu.
Cyranka nie dowierzała mu jednak i będąc już panią na stawie, starała się odpłynąć jaknajdalej od groźnej, dwunożnej, wielkiej istoty. Popłynęła więc w poprzek na otwarty staw. Ale popełniła przez to ogromny błąd, gdyż w ten sposób wystawiła swe dzieci na niebezpieczeństwo od prawdziwych wrogów. Znowu bowiem nadleciał jastrząb błotny z nadzieją złapania choć dwojga kacząt w swe szpony.
— Kwa, kwa, kwaaa, — zakrzyczała kaczka — i zagrożone jej kaczuszki po chwili podążyły ku trzcinom.