Strona:Maryan Gawalewicz - Poezye.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tuliłaś się do łona mojego ze łzami,
Ilekroć jasne blaski wpadły do altany,
I szeptałaś mi zcicha, cisnąc ręce moje,
Niby spłakane dziecko: „Ja się burzy boję“....
A jam musiał tłomaczyć tobie, jak dziecięciu,
Że przed burzą schronienie znajdziesz w mém objęciu.
Pamiętasz, że przed każdą potém błyskawicą,
Memi usty twe łzawe oczy zamykałem?
O! tych słów nie zapomnę nigdy, w życiu całém:
— „Mym pierwszym pocałunkom, luba, gromy świécą,
„I niebo dziś za świadka méj miłości służy!“...
Ale ty się skarżyłaś wciąż na myśli smętne,
Na jęki drzew, łamanych potężnym tchem burzy
I na me usta, ciągle twym oczom natrętne.


∗                ∗

Pamiętasz, jak się potém w to schronienie nasze
Zabłąkał i ktoś trzeci, ścigany wśród drogi?
Płoszone jękiem wichrów, biedne jakieś ptaszę,
Przyleciało, ćwierkając rozpaczliwie z trwogi
I w ciemnościach się skryło gdzieś pod samym dachem
I zmilkło nagle, jakby oniemiałe strachem.
Ten towarzysz skrzydlaty dodał ci otuchy,
Bo choć w dali się toczył odgłos gromów głuchy,