Strona:Maryan Gawalewicz - Poezye.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Że aż do Bożéj dzieciny
Docisnąć było się trudno.

Każdy jak z bratem się witał,
Całował, ściskał za ręce,
Jakby tu święto miłości
Obchodzić przyszedł w stajence.

Jedna rodzina pod strzechą,
Jedna w gromadzie czeladka —
W miłości cichéj a prostéj,
Cudu leażła zagadka....

Chrystus dłoń drobną na głowę
Kładł wszystkim, śmiejąc się błogo —
Nikt się nie deptał, nie trącał,
Nie spychał łokciem i nogą.

Głosy, i serca, i dusze
W jeden się akord zlewały
I nawet w zgodnéj harmonii
Bydlątka przy żłobku ryczały....

Sny trwają krótko niestety!...
I mój sen prysnął uroczy,