Strona:Maryan Gawalewicz - Poezye.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wdzięczy się światu, a świat do niego
I tak szczebiota, i tak szczebiota!...

Nieraz — osoba ta znakomita —
Siądzie i niby dzienniki czyta:
Bródkę podeprze, czółko zachmurzy,
Usteczka wydmie mój pan dobrodziéj
I po literach paluszkiem wrodzi.
Jak gdyby jaki polityk duży.

Innym znów razem pisze i pisze,
Lub paluszkami bębni w klawisze
I śpiewa przytem piosenki swoje —
A ja się patrzę na niego z boku
Z śmiechem na ustach, a ze łzą w oku
I ot matczyne sny sobie roję.

Dziwne mnie nieraz ogarną smutki:
Mój ty jedyny, mój ty malutki,
Mój ty kwiateczku w żywota wiośnie —
W jaką cię kiedyś los popchnie drogę,
Kwiaty, czy ciernie rzuci pod nogę
I co też z ciebie jeszcze wyrośnie!...