Strona:Marya Weryho-Las.pdf/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A to co za zgraja krzykaczy! — woła — czy dlatego fatygowałyście mnie starego, żebym słuchał waszego wrzasku? Niech mi każdy kolejno opowiada, co dojrzał w nowym ptaku.
— Ja — powiada drozd — widziałem, że ów ptak jest cały rudy z czarnemi plamkami; na głowie miał nieco jaśniejszy czubek pierzasty.
— Ja — wyskoczyła sroka...
— Czekać! — powiada kos surowo — kolejno mówić będziecie — jamiołucha ma głos.
— Ja spostrzegłam, że ma dziób niezmiernie długi, a cienki.
Sroka tymczasem zmienia miejsce, usiadła tuż przy kosie i znowu się wyrwała:
— O co to, to nieprawda...
— Cicho, nie trajkocz mi tu; co sójka spostrzegła? — pyta kos.
— Widziałam — odpowie sójka — w jaki dziwny sposób łapie owady: najpierw chwyta je dziobem, dusi, następnie podrzuci w górę i tak zręcznie podskakując, dziób nadstawia, że żuk wprost do gardła mu wpadnie.
— A ja... — znowu wyskoczyła sroka.
Kos gniewnie gwizdnął i kazał jej usiąść na innem drzewie, wyznaczając ostatnie miejsce.
Zakręciła się sroka i zaskrzeczała:
— Zawsze z wami mam takie szczęście; nie dadzą mi ani miejsca porządnego, ani dojść do sło-