Strona:Marya Weryho-Las.pdf/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Po drodze spotkały mnóstwo znajomych, i wszystkim opowiedziały o dziwnym przybyszu; nikt wszake nie mógł powiedzieć co to za gość.
W parę dni później, wieść o ptaku z czubkiem rozniosła się po całym lesie.
Niepokój ogarnął wszystkie ptaki tak dalece, że nawet gniazda słać sobie przestały. Kolejno wylatywały na leżącą za laskiem polankę, gdzie często ów nieznany gość przelatywał i przyglądały mu się ciekawie.
Nareszcie postanowiły odnaleść najstarszego ptaka w lesie i prosić go o wyjaśnienie zagadki.
Tym sędzią był kos stary.
Bardzo wczesnym rankiem mnóstwo ptaków zlatywało na dębinę, a każdy zajął osobną gałązkę.
Słońce się wzbiło wysoko, kiedy do nich przyleciał kos.
Wyglądał bardzo poważnie w czarnej szacie i z dużym żółtym dziobem; leciał wolno, a potem usiadł na grubej gałęzi dębu.
— Mam podobno dać wam objaśnienie, co do nowego przybysza, ale przedtem proszę o szczegółowy jego opis, bo sam już nie widzę dobrze, oczy mi służyć przestają.
Jeszcze nie skończył kos przemówienia, gdy się gwar zaczął straszny: każdy ptak chciał powiedzieć co widział, a jeden drugiego starał się przekrzyczeć.
Rozgniewało to kosa, gwizdnął więc głośno, dla uspokojenia rzeszy.