Strona:Marya Weryho-Las.pdf/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wa, rozwodzą się nad nudnem gadaniem, jakby to co ciekawego było.
A ptaki tymczasem kolejno opowiadały swoje spostrzeżenia.
Nareszcie przyszła kolej na srokę.
Prędko zeskoczyła z gałęzi, ogonem poruszała, głową kręciła i niewyraźnie bełkotać zaczęła:
— Ja widziałam... widziałam...
— No, cóżeś widziała? — pyta kos — wyrywałaś się, przecie?
— Owszem, widziałam, bardzo dużo...
I zamyśliła się.
— A, krzyknęła, jakby przypominając sobie, widziałam, że ten ptak miał dwa skrzydła.
Wszystkie ptaki parsknęły śmiechem, kos nawet nie wytrzymał i śmiał się wraz z innymi.
— To mi osobliwość powiedziała! A widziałaś kiedy ptaka o jednem, lub o trzech skrzydłach? Et, dałabyś pokój swemu bełkotaniu, siedziałabyś cicho, gdy nie masz nic ciekawego do powiedzenia.
— Z tego com słyszał — powiada kos poważnie — widzę, że do nas przyleciał dudek. Poczciwe to stworzenie, nic wam złego nie zrobi, żywi się samemi owadami. Dobry przytem towarzysz, chociaż nie bardzo lubi w wielkich przelatywać gromadach. Radzę wam zapoznać się z nim bliżej, a zabawi was nieraz.
— A to ja, ja... — zaskrzeczała sroka znowu — ja mu się zaraz przedstawię. Tylko moja droga — rze-