Strona:Marya Weryho-Las.pdf/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

soką brzozę: zdaje mi się, że na niej można gniazdko dobrze umieścić.
— Ale gdzież tam, moja kochana! czy nie wiesz, że lada wietrzyk gałęzie brzozy rozwieje i nasze gniazdko dostrzeże ptak jaki lub zwierzę drapieżne? Sądzę, że nic z tego nie będzie; trzeba lecieć do iglastego lasu, może się tam prędzej co znajdzie.
I poleciały czyżyki do innego lasu.
Tym razem były szczęśliwsze, bo prędko ujrzały ulubione drzewo swoje, dużą jodłę. Szybko pofrunęły i usiadły na jej wierzchołku.
— To mi drzewko! Jakie gęste, jaki widok ztąd ładny. U spodu strumyk płynie, naokoło drzew iglastych pełno.
— A więc zabierajmy się do roboty — mówił drugi czyżyk — inne ptaszki już mają gniazdka pouściełane.
wzięły się ptaszki do pracy.
Na samym wierzchu drzewa, wybrały cienkie gałązki, uplotły z nich gniazdko, pozczepiały suchą trawą, pozatykały mchem szparki, a wokoło poprzykrywały porostem. Z innych gałązek zrobiły rodzaj daszku nad gniazdkiem, jako ochronę przed deszczem.
— Odpocznijmy teraz trochę.
I ptaszki, usiadły na gałązce, ale ciągle myślały o swojem przyszłem mieszkanku.