Mecherzyński twierdzi, iż pożycie małżeńskie poety naszego było, bardzo złe, a wniosek swój opiera na krótkim wierszu[1], w którym mąż ostremi słowy narzeka na żonę, że mu „głowy frasować“ nie przestaje. Ależ skargi i zarzuty „Pieśni“ są tego rodzaju, że wypowiedzieć je można na cztery oczy, niepodobna jednak przed szerszym ogółem popisywać się niemi, nawet przy znacznej dozie cynizmu. Sądzę, że i Pieśni o małżeństwie[2] za materyał autobiograficzny uważać się nie godzi. Sporo w niej rzetelnego realizmu, to prawda. Równie dobrze jednak na obserwacyi, jak i na doświadczeniu osobistem może ona być opartą. Przytaczam z niej niektóre ustępy, ciekawe ze względu na ów realizm.
Oto obraz troski, nieunikniony przy wyborze dozgonnej towarzyszki:
... nikt rozeznać nie może |
Z kolei przychodzą kłopoty i troski materyalne:
Dziecka „papu“ wołają, |