Strona:Martwe dusze.djvu/348

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na tę tęgą głowę jakiebądź nieszczęście i niech on sam będzie postawiony w trudnych przypadkach życia, — gdzie podział się charakter? gdzie podziała się stanowczość? — oto pozostało z niego tylko trwożliwe, marne, słabe dziecię, albo po prostu niezdara, jak nazywał Nozdrew.
Wszystkie te bajki i słuchy, nie wiadomo dla jakiéj przyczyny, najsilniéj podziałały na prokuratora a podziałały na niego do tego stopnia, że przyszedłszy raz do domu, zaczął myśleć, myśleć, i raptem niewiedzieć z czego, umarł. Czy paraliżem został tknięty, czy czém inném, dość, że padł na wznak siedząc w fotelu. Krzyknął, jak zwykle się robi w takich razach: „O Boże mój!“ załamał ręce i koniec. Posłali zaraz po doktora, ale nic nie pomogło — prokurator był już bezduszném ciałem. Ten, który jeszcze tak niedawno chodził, ruszał się, grał w wista, podpisywał różne akta i któren tak często był widywany między urzędnikami, ze swemi gęstemi brwiami i mrugającém lewém okiem — leżał teraz na stole, lewe oko było nieruchome, ale jedna brew zawsze była cokolwiek podniesioną i podobną do znaku zapytania. O co nieboszczyk się zapytywał, dla czego umarł, albo dla czego żył — o tém Bóg jeden wie.
Cziczików o niczém, co zaszło, nie wiedział. Jakby naumyślnie trochę się przeziębił, i żeby —