Strona:Martwe dusze.djvu/279

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wał, zrobił antresza. To antresza spowodowało mały wypadeczek: zatrzęsła się komoda i szczotka zleciała ze stołu.
Pojawienie się Cziczikowa na balu sprawiło ruch niesłychany. Wszyscy, którzy tylko się tam znajdowali, wyszli na jego spotkanie, — ten z kartami w rękach, ów znowu urywając w najciekawszém miejscu jakiego opowiadania: „A nasz ziemski sąd odpowiedział na to...“ Ale co na to odpowiedział nasz ziemski sąd, tego już nie dokończył i spieszył powitać naszego bohatera: Paweł Iwanowicz! Ah Boże mój, Paweł Iwanowicz! Kochany Paweł Iwanowicz! Szanowny Paweł Iwanowicz! Serce moje Paweł Iwanowicz! Oto wy, Paweł Iwanowicz! Oto i on, nasz Paweł Iwanowicz! Pozwólcie się uściskać Paweł Iwanowicz! Dawajcie go tu, niech go silniéj uściskam i pocałuję mojego Pawła Iwanowicza! Cziczikow uczuł się naraz w kilku objęciach. Nie zdążył wyswobodzić się z uściśnień prezesa, gdy już się znalazł w objęciach policmajstra; policmajster zdał go inspektorowi rady lekarskiéj; inspektor rady lekarskiéj — dzierżawcy propinacyi; dzierżawca propinacyi — budowniczemu... Gubernator, który w owéj chwili stał obok dam i trzymał w jednéj ręce bilecik z wierszami znaleziony przy karmelku, a w drugiéj pieska Bonończyka, spostrzegłszy go, upuścił