Strona:Martwe dusze.djvu/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zwyczajna w gubernialnych miastach: gdzie gubernator, tam i bal, inaczéj nie było by nigdy należnéj miłości i uszanowania ze strony szlachty.
Wszystkie poboczne interesa zostały w téjże chwili zaniechane, a cała uwaga i przygotowania zwrócone były do balu, gdyż w saméj rzeczy wiele było przyczyn zaostrzających ciekawość. Może od stworzenia świata nie użyto tyle czasu na toalety. Cała godzina zeszła na przypatrywaniu się swojéj twarzy w zwierciedle. Probowano nadać jéj rozmaite wyrażenia: to poważne i stateczne, to pełne szacunku, ale z lekkim uśmiechem, to znowu bez uśmiechu; oddano lustru kilka ukłonów z dodatkiém kilku słów niezrozumiałych, po części trochę podobnych do francuzkich, chociaż po francuzku Cziczikow wcale nie umiał. Sprawił sobie nawet znaczną liczbę przyjemnych niespodzianek, marszczył brwi, ruszał ustami, nawet coś także językiem; zresztą, albo to jedno się robi gdy się jest samemu, gdy się uczuwa, że się jest przystojnym, gdy się jest pewnym, że nikt przez szparę albo dziurką od klucza nie patrzy? Nakoniec pogładził sobie brodę i rzekł: „Mordeczko ty taka!“ i zaczął się ubierać. Przez cały ten czas był w najrozkoszniejszym humorze: wciągając spodnie, lub zawięzując krawat, kłaniał się sam sobie ze szczególną zręcznością, a chociaż nigdy nie tańco-