Strona:Martwe dusze.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

za niczyjego nieprzyjaciela, i jeżeli się przypadkiem z kim spotkał lub kogo obraził, to mówił: co ty za szelma, nigdy do mnie nie przyjedziesz. On był, jak to mówią, do wszystkiego.
W téj saméj chwili proponował jaką podróż, choć na koniec świata, przystąpienie do jakiéjbądź entrepryzy, mienianie się na wszystko. — Strzelba, pies, koń — wszystko mogło być przedmiotem wymiany, jednakże nie we widokach korzyści, — tylko wyłącznie z niespokojności charakteru. Jeśli na jarmarku udało mu się ograć jakiego nowicyusza, zaraz zakupił stosy różnych rzeczy, które mu przypadły w oko: chomąt, zapałek, chustek dla niańki, ogiera, rodzynków, miednicę srebrną, płótna holenderskiego, mąki pszennéj, tytóniu, pistoletów, śledzi, obrazków, warsztat tokarski, garnczków, butów, naczyń porcelanowych na ile tylko wystarczyło pieniędzy. Rzadko się jednak zdarzało, żeby to wszystko dostało się do domu; tego samego dnia najczęściéj przegrywał do innego, szczęśliwszego, czasem jeszcze dołożył swą fajkę z kapciuchem, zdarzało się nawet, że puścił i czwórkę ze wszystkiém, z kolaską i furmanem, a sam w krótkim surduciku lub kuséj algierce — szukał przyjaciela, któryby go chciał zabrać na swoją bryczkę. Takim był Nozdrew!
Może kto powie, że to charakter przeda-