Strona:Martwe dusze.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wniony, że teraz nie ma już Nozdrewów. — Niestety! Niesprawiedliwi byliby ci, coby tak utrzymywali. Jeszcze upłynie dużo czasu, nim takie Nozdrewy wyplenią się z tego świata. Oni wszędzie są między nami, może tylko w innym ubiorze; ale lekkomyślni, nieprzenikliwi ludzie mniemają, że dla tego, iż się przebrał, został innym człowiekiem.
Tym czasem bryczki zajechały przed ganek domu Nozdrewa. W domu nie było nic przygotowane na ich przyjęcie. Dwóch chłopów bieliło pokój jadalny, śpiewając jakąś pieśń przeciągłą; podłoga wszędzie była zabryzgana wapnem. Nozdrew zaraz kazał iść precz malarzom, sam zaś wyszedł do drugiego pokoju wydać rozkazy. Goście słyszeli, jak dysponował kucharzowi obiad; Cziczikow, u którego apetyt zaczął się na nowo odzywać, zmiarkował, że przed piątą godziną nie siądą do stołu. Nozdrew, skoro powrócił, poprowadził swoich gości obejrzeć wszystko, co się u niego na wsi znajdowało, i w dwie godziny pokazał wszystko, tak, że już nic więcéj do obejrzenia nie zostało. Najpierw poszli do stajni, w któréj widzieli dwie klacze, jedną siwo-jabłkowitą, drugą karą, następnie gniadego ogiera, za które Nozdrew, przysięgał się, że dał dziesięć tysięcy rubli.