Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sza, bo wszystkie swe oszczędności na mięsie oddawał biednym. Nie żebrakom, o nie — ludziom innego pokroju, którzy raczej umrą z głodu, niż pójdą żebrać, uczciwym ludziom, którzy znaleźli się bez pracy. Dick wziął sobie za zasadę wynajdywać mężczyzn, kobiety i dzieci z piętnem głodu na twarzy i iść za nimi do ich domów; tam informował się o nich u sąsiadów, a potem karmił ich i znajdywał im pracę. Ponieważ nikt nie widział, żeby Deffer komu coś dawał, zrobiono mu reputację skąpca; umarł z nią i wszyscy uważali, że dobrze mu tak. Ale ledwie tu wylądował, natychmiast nadano mu tytuł baroneta; pierwszemi słowami, jakie Dick, wędliniarz z Hobocken, usłyszał w niebie, były: „Witaj, panie baronie Ryszardzie Deffer!“ Bardzo go to zdziwiło, bo miał pewne podstawy przypuszczać, że będzie mu przeznaczona miejscowość o bardziej gorącym klimacie.
Zanim Sandy wypowiedział dwa ostatnie słowa, cała ziemia drgnęła i zahuczała naskutek grzmotu tysiąca stu jeden potężnych wybuchów; Sandy rzekł:
— Ach, to na cześć nowonawróconego.
Zerwałem się z miejsca i zawołałem:
— No, to chodźmy prędko, Sandy; poco mamy się spóźniać?
— Siedźcie spokojnie; to tylko telegrafują o nim.
— To znaczy?...
— Te strzały oznaczają tylko, że dostrzeżono go na stacji sygnałowej. On wysiądzie w Sandy-Hooc. Na jego spotkanie wyjdzie komitet, który go wprowadzi do nieba. Odbędą się tam różne