Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dziewczynce. I dziewczynka umarła, a matka poprostu zwarjowała z rozpaczy, dosłownie zwarjowała! Jedyną jej pociechą była nadzieja, że spotka córeczkę w raju, „żeby się już nigdy nie rozłączać“, jak mówiła. Słowa te czyniły ją szczęśliwą; kiedy umierałem dwadzieścia siedem lat temu, powiedziała mi, żebym zaraz odszukał jej córkę i powiedział jej, że matka niedługo do niej przyjdzie — „niedługo, o, bardzo niedługo, jest tego pewna!“
— Jakie to smutne, Sandy!
Milczał chwil kilka, patrząc w ziemią, i widocznie rozmyślał. Wkońcu powiedział ze smutkiem:
— No i przyszła!
— No i co? Mówcie dalej.
— Stormfield, możliwe, że ona nie znalazła dziecka, ale ja sądzę, że znalazła. Tak mi się zdaje. Widziałem takie wypadki i dawniej. Zauważcie tylko: ona zachowała wspomnienie o córce, jako o dziecku, które kołysała i nosiła na rękach. Ale tutaj dziecko nie pozostaje dzieckiem. Ono rośnie. W ciągu tych dwudziestu siedmiu lat córka jej zgłębiła wszystkie tajniki wiedzy, jakie tylko można tu poznać, i uczy się dalej i bada coraz więcej i więcej cały czas, bez przerwy, nie tracąc ani sekundy na cośkolwiek innego poza nauką; nic dosłownie prócz nauki, badań, rozmów z podobnemi jej istotami o gigantycznych, wiecznych zagadnieniach.
— No i co?
— Stormfield, czy wy nie rozumiecie, dokąd zmierzam? Jej matka zna siedemdziesiąt sześć sposobów gotowania borówek, zna ich ceny w różnych porach roku, sposób zbierania, sposób