Przejdź do zawartości

Strona:Mark Twain - Król i osioł oraz inne humoreski.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gniewnych twarzy dostojników — zatrzymała się, opuściła cudną główkę i podniosła gruby fartuch do oczu...
Nikt nie powitał jej, ani współczuł z nią. Wreszcie zażenowana podniosła swe zapłakane oczy i rzekła:
— Królu mój, królu, wybacz mi! Nie chciałam zrobić nic a nic złego. Nie mam ani matki, ani ojca, ale mam kozę i osiołka; koza mi daje słodkie mleko, a kiedy mój biedny osiołek ryczy, to zdaje mi się, że doprawdy niema na świecie piękniejszej muzyki od tej. Dlatego też gdy wysłaniec królewski rzekł, że najcudowniejszy śpiewak ze stworzeń boskich zbawi króla i lud, to postanowiłam przyprowadzić tu mego osiołka...
Cały dwór parsknął w głos trywjalnym śmiechem — dziewczyna zapłakała.
Nie skończywszy swego przemówienia — uciekła. Wtedy pierwszy minister wydał rozkaz, aby pędzono ją wraz z jej osłem jak najdalej od granic pałacu za tę zniewagę i nie pozwalano zbliżać się do niego...
Eksperymentowanie ptaków wznowiono. Oba ptaki śpiewały wzorowo, ale berło nieruchomo leżało w ręce królewskiej. Nadzieja zwolna gasła w duszach ministrów. Minęła godzina, jedna, druga — a decyzji jak nie było, tak nie było. Dzień już chylił się ku wieczorowi, a tłum, wyczekujący zewnątrz pałacu, ogarniała trwoga i zniecierpliwienie. Zmierzch zgęstniał tak, że wkrótce król i jego dworzanie nie byli w stanie rozpoznać się nawza-