Strona:Mark Twain - Król i osioł oraz inne humoreski.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tatusiu, tu są żołnierze, pozwól mi, niech ja im otworzę!
Abby skoczyła ku drzwiom, otwierając je naoścież, i wołając wesoło:
— Proszę, wejdźcie panowie! Tatusiu, tatusiu, to są grenadjerzy!
Żołnierze wkroczyli z bronią na ramieniu. Oficer zasalutował; pułkownik Mayfair, stojąc, oddał mu ukłon. Nieszczęsna żona pułkownika stała za mężem, tłumiąc ból i łzy...
Abby patrzała zdumiona...
Ojciec długo, długo całował i tulił żonę i córkę.
— Do Wieży! Naprzód, marsz!
I pułkownik opuścił swój dom, w otoczeniu żołnierzy...
— Mamuńciu, spójrz, jaki tatuś piękny, jak on równo kroczy... Tatuś poszedł do Wieży, pewno tam zobaczy tych pułkowników... Tatuś...
— Biedne ty, biedne maleństwo — ledwie mogła wyszeptać matka, oszalała z rozpaczy.

Nazajutrz rano nieszczęsna pani Mayfair nie mogła się dźwignąć z łóżka.
Małej Abby polecono bawić się na dworze, by nie mąciła ciszy zrozpaczonej kobiecie. Przez pewien czas bawiła się Abby przed domem, wkrótce jednak doszła do przekonania, że nieźle byłoby udać się do tatusia, powiadomić go, co się dzieje w domu podczas jego nieobecności...
W Wieży tymczasem trybunał wojenny był już