Przejdź do zawartości

Strona:Marja Pawlikowska - Paryż.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
9

Czarną, pośpieszną, smutną, nieuważną hordą,
tratuje mnie tłum ludzi,
brzydki jak mrowisko.
Słowa świetlne, niemądre, w niebie barwy bordo,
pryskają aż na gwiazdy chciwością złocistą.


10

Zimny ciężar Sekwany w metropolitenie.
Między wodą a ludźmi
los sprawuje wartę.
Nad sklepieniem dziewczyna, podobna syrenie,
kołysze się od wczoraj...
usta ma otwarte.