Strona:Marian Pilot - Panny szczerbate.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łek szewskiej smoły. Wbił w blat stołu gwóźdź i zaczepiwszy o niego przędzę, począł ją pocierać smołą. Kiedy poczuł w palcach gorąco, obejrzał swoją robotę. Dratwa wychodziła gruba, mocna.


b.

Umazana mąką i sadzą Charzyna pilnowała wielkiego gara z gotującą się kawą, popędzając równocześnie chłopów, którzy wynosili z kuchni wszystkie niepotrzebne graty: szafy, przeniesione tu na zimę łóżka, ustawiali w wielką podkowę poznoszone z wszystkich izb stoły, ławki i krzesła; najmłodszy robił porządki na wielkim ruskim piecu. Dziewuchy w wielkich koszach znosiły ze strychu pierze, rozstawiały po stołach kobiałki na puch. Charzyna zdjęła sagan z kawą i tymczasem zastawiła palenisko imbrykiem; wepchnęła gar z kawą do kąta, żeby nikt nie potrącił i nie wylał, a po namyśle dolała wody do imbryka. Mężczyźni stali przy oknie i palili papierosy.
— A lampy, co sobie myślicie, kto naleje nafty i porozwiesza? — krzyknęła i przywoławszy Staśkę do pieca, poszła doić krowy. Ciemniało już, ludzie zaraz zaczną się schodzić.
Krowy uciekały z wymionami, nie były nawykłe do tak wczesnego dojenia. Musiała im dorzucić do żłobu trochę siana. Doiła i myślała o pierzosze, jak wypadnie, czy też da się aby wszystko poskubać. Ludzi trzeba będzie dobrze zażyć, myślała, żeby nie gadali za dużo, specjalnie dziewuchy, te to niby skubią, a właściwie to tylko czekają, aż zejdą się chłopaki i zaczną się chichy; a chłopaki na pewno przyjdą, choćby za zezowatą Andzią Wolnych. Ta Andzia, niby to takie przez Pana Boga pokrzywdzone, a ka-