Strona:Marian Pilot - Panny szczerbate.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

walery za nią latają całym rojem. Zresztą rzetelna dziewucha, chichotka i sowizdrzalica, że trudno o lepszą. A dzisia do mowy temata będą, choćby te muzykanty od Taty i Mamy, przyszli i siedzą, Tata im świadczy, wódkę pije z nimi, a oni grają, że aż cała wieś się trzęsie, młodzi wytrzymać nie mogą, skaranie boskie, prosto skaranie...

Gdy wróciła, izba była prawie pełna. Nie miała nawet gdzie przecedzić mleka, postawiła wiadro w kącie i nakryła chustką, żeby kłoduchów nie naleciało. Drzwi wciąż się otwierały, ciągle ktoś wchodził, dziewuchy, kobiety, stare baby, nawet takie, których nikt nigdy nie prosił na pierzochę. Miejsc już nie było, chłopaki skądś przynosili kulawe zydelki, stawiali po kątach, ktoś proponował przynieść gnatki do rąbania drzewa. Chara latał z wielkim koszem i zsypywał do niego zeskubane już pierze z kobiałek. Pomału schodzili się i mężczyźni, rozsiadywali się pod piecem na kożuchu i słuchali dziewuch, które gnieździły się w jednym końcu stołu, koło zezowatej Andzi, i gadały coś bez ustanku, zanosiły się śmiechem.
— Ale macie, Charzyna, ludzi, w drabiniasty wóz by nie zabrał! — krzyknęła Andzia, zezowatymi oczyma strzeliwszy w stronę gospodyni. Dziewuchy znów się ośmiały, unosząc głowy, żeby nie parsknąć w pierze. Charzyna nie odpowiedziała nic, takim powiedzieć słowo, to przekręcą je i dostaną spazmów ze śmiechu, i całe pierze poleci pod sufit. Usiadła przy wejściu, położyła sobie kobiałkę na kolanach, wzięła garstkę pierza, ale nie skubała wiele, oglądała się na drzwi, sadzała przychodzących, niepokojąc się o chłopaków, którzy mogli się zjawić lada chwila. A jak już przyjdą, to bez psich figli na pe-