Strona:Marian Pilot - Panny szczerbate.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wych drzwi, ale przymknęła je tylko i wróciła z powrotem do podnóża schodów. Zawahała się i weszła do klasy, przesiąkniętej zapachem mrozu i długiego niewietrzenia. Podeszła do swego nauczycielskiego stolika i w zamyśleniu przesunęła dłonią po blacie. Przez chwilę patrzyła na majaczące szaro ławki. Poszła pomiędzy rzędami pulpitów, odnajdując po omacku szramy, nawet wielkie atramentowe plamy i nabazgrane kredkami słowa i rysunki. Znała je wszystkie, pamiętała w jakich okolicznościach powstała każda z nich, kto ją zrobił i jaką karę mu za to wymierzyła. To było dawno... pięć lat temu, myślała, dotykając palcami jakiejś wyżłobionej scyzorykiem szramy, wyślizganej już i zatartej. Taki rozumny był chłopak, a zawsze musiał ze scyzorykiem chodzić i coś wycinać... Przysiadła, wyjęła z kieszeni lusterko. Zamajaczyło coś szarego, brudna poduszka. Zapaliła zapałkę, zbliżała żółty płomyk do ust, oczu, policzków. Nie zauważyła, kiedy zapałka dopaliła się do końca, poparzyła sobie palce. „Nie jestem jeszcze taka stara” — pomyślała i pomiędzy ławkami, których teraz już nie widziała zupełnie, poszła ku drzwiom. „Taka, taka, taka”... — powtarzała ze smutkiem. Zasłaniając twarz przed śniegiem, pobiegła w stronę szopki. Zapaliwszy zapałkę, odszukała siekierę, potem już po omacku wybrała z kupy szczap jedną, położyła na pieńku, zamachnęła się. Ostrze ześliznęło się ze szczapy, utkwiło w pieńku, szczapa odskoczyła w bok. Odszukała ją i zamachnęła się znów. Trafiła tym razem, ostrze wbiło się w polano. Usiłowała je wyszarpać, siekierę wraz z polanem uniosła nad głowę. Potoczyła się, stylisko wymknęło się jej z rąk. Po omacku odnalazła trzon, przytrzymując nogą szczapę, usiłowała wyszarpać ostrze. Tkwiło mocno. Szarpnęła jeszcze raz, ze wściekłością, potem usiadła na