Przejdź do zawartości

Strona:Marian Gawalewicz - Dusze w odlocie.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dla wszelkiego bezpieczeństwa, umówiłem się tylko z Lewońskim, że się tam niby przypadkiem zjawię po niejakim czasie, aby być na miejscu, gdyby staremu wzruszenie zaszkodzić miało.
Przecież się tak na zimno, obojętnie nie spotyka po dwudziestu kilku latach człowieka, który nam zabrał miłość i szczęście i marzenia serdeczne, choćbyśmy mu to dobrowolnie oddali, jak na ofiarę.
Wspomnienia przeszłości to sobie w duszy leżą, jak taśma zwinięta w kłębek; kiedy się jej nie tyka, to i nie znać prawie, że tam gdzieś zabierają miejsce, jak stare rupiecie, ale kiedy się schwyci za koniuszek i pociągnie, to się z tego kłębka rozwijać zaczyna i rozwija, rozwija nieraz bez końca, jak te