Strona:Marian Gawalewicz - Dusze w odlocie.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

całe lato nie otwarli ani razu, tylo co ten lufcik trocha dla przewiewu. Prawda, co prawda, że z podwórza w lecie tylko fetor idzie, bo to także mieszkanie takie, Boże zmiłuj się, aleć zawsze...
Poruszył się niechętnie i szorstko ją zgromił, że się wtrąca w nieswoje rzeczy.
Poszła do alkierza urażona, mrucząc:
— O ja wiem, za twoje dobro, kolką cię w ziobro!... to tak zawsze.
Zepsuła mu humor odrazu; stracił ochotę do rozmowy i nie zatrzymywał mnie dłużej.
Ofiarowałem się mu, że jestem w każdej chwili na jego usługi, gdyby mnie potrzebował; nawet mi nie podziękował za to, jak gdybym mu był natrętny.