Strona:Marian Gawalewicz - Dusze w odlocie.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cała w bieli, wiotka, smukła, przeźroczysta niby obłok, w którym tylko te duże, niebieskie gwiazdy świeciły.
Nie weszła, ale spłynęła na estradę i zaśpiewała, a po słuchaczach przeszedł jakiś prąd magnetyczny, który i oczy i serca pociągnął ku niej.
Głos miała słaby, to także pamiętam dobrze, ale taki jakiś słodki, dobry, kochany głos, co się przytulał do duszy, a brzmiał jak echo srebrnych dzwonków z daleka.
Klaskaliśmy wtedy wszyscy i domagaliśmy się bisów natarczywie, ot, jak to bywa na koncertach studenckich.
Wychodziła na estradę z malutkim ledwie znacznym uśmie-