Przejdź do zawartości

Strona:Marian Gawalewicz - Dusze w odlocie.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spytać, jak stan jej dziecka znalazłem, ale w wystraszonych oczach czytałem wyraźnie to pytanie. Nie wiem, skąd mi się wzięło na odchodnem powtórzyć jej kilka razy:
— Będzie lepiej, będzie lepiej!...
Zrobiła taki ruch, jakby się chciała pochylić do mojej ręki za te słowa i pocałować ją przez wdzięczność.
Tegoby jeszcze trzeba!... co to, ja ksiądz?...
U Lewońskich jakoś tyle skrupułów nie miałem, ale tam co innego mnie wzięło.
Dwadzieścia, może dwadzieścia jeden lat najwyżej i śmierć przed sobą!... Żeby była zdrową zupełnie ta panna Minia, możeby mi się nie podobała. Pewnie nie pa-