Strona:Marian Gawalewicz - Dusze w odlocie.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzień przespał. Oczy miał weselsze, jaśniejsze, wypoczęte.
— Jak się czujesz? — zapytałem go — lepiej?
— O tak; zdaje mi się, że będę mógł jutro już wstać z łóżka. Jeść mi się chce, mamo.
Apetyt mu powrócił i gorączka spadła.
Opowiadał, że miał śliczny sen; śnił mu się popis w konserwatoryum, na którym grał solo; że otrzymał nagrodę, a publiczność tak klaskała, że ciągle musiał występować na estradę, kłaniać się i grać znowu. Pan profesor Barcewicz klepał go po ramieniu za każdym razem i mówił:
— Będziesz grał lepiej ode mnie! a on się strasznie zaklinał, że nigdyby nie śmiał grać lepiej