Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

doznajemy wdzierając się na skaliste szczyty lub przebywając dzikie doliny i urwiste grzbiety. Opowiadaniem swojem tak nas Wala zachęcił, więcéj powiem, zapalił do poznania doliny Białéj-wody, że wyglądaliśmy tylko ustalenia się pogody, aby odbyć tę wycieczkę. Ale w tym roku nie można było rachować z pewnością na pół dnia pogody a cóż dopiero na dwa dni koniecznie potrzebne na tę wyprawę. Podróż nasza zwlekana, odkładana z dnia na dzień, spóźniła się tak, że Wala odebrawszy polecenie do zbierania owadów, nie miał już wolnego czasu aby pójść z nami.
Nastręczył on nam na przewodnika Macieja Sieczkę niegdyś towarzysza swoich strzeleckich wypraw, a następnie kolegę w dozorze nad bezpieczeństwem kóz i świstaków. Gdy więc według miejscowych poznak pogoda zdawała się pewną, nie tracąc czasu poszliśmy zamówić tego nowego przewodnika. Maciéj znał nas z widzenia, znał także i ze sławy niezmordowanych wędrowców, znał dobrze i dolinę którąśmy zwiedzić chcieli, pomimo to nie wielką okazywał ochotę do pójścia z nami. Wymawiał się że nigdy z kobietami nie chodził i chciał nam nastręczyć swojego brata. Ale my bojąc się nieświadomego drogi przewodnika, a polegając całkiem na zaręczeniu Wali, nie chcieliśmy ustąpić i zamówiliśmy Macieja na dzień następny. Przed wieczorem wszystkie przygotowania do podróży były załatwione, furmanka mająca nas odwieść do Roztoki zamówiona, słowem nie pozostawało nic więcéj jak położyć się wcześnie aby wstać przed świtem i wyjechać o wschodzie słońca.
Ale jak tu spać kiedy olbrzymie turnie, stawy, wodospady, potoki o których nam Wala rozpowiadał, snują się ciągle przed oczyma, a do tego niepokoi obawa czy nie zawiedzie pogoda. Jeszcze téż było zupełnie ciemno gdy wybiegliśmy przed dom żeby zoba-