Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w poddaniu się wyższym wyrokom potrafimy znaleść siłę i męztwo; jeżeli zwrócimy wźrok ku niebu i tam szukać będziemy tego szczęścia, jakie tu na ziemi w wyobraźni i nadziei jedynie istnieje, a nigdy nie jest w zupełności tego życia udziałem.
Oddawna przygotowaną byłam na najwspanialszy widok ze szczytu Krywania. Mieliśmy widzieć stamtąd całe gniazdo Tatrów, jakby skalistą wyspę wśród rozległych równin otaczających je naokoło. Oko nasze bujałoby swobodnie po dolinach nowotarskiéj, spizkiéj, liptowskiéj i orawskiéj, przenosząc grzbiety ograniczających je gór i gubiąc się gdzieś w mglistéj dali nadwiślańskich i nadcisańskich równin. Teraz trzeba było poprzestać na jednéj części obrazu, pięknéj, czarującéj, ale zawsze tylko części! Z miejsca, na którém siedzieliśmy, widać było najpiękniéj rozległą dolinę, zwaną Liptowem, zasłaną uprawnemi polami, łąkami, lasami; przerzniętą wijącemi się w różnych kierunkach, jak białe wstęgi, gościńcami i potokami. Na téjto dolinie bieleją malowniczo rozsiane miasteczka i dziedziny czyli wsi słowackie; w dali na granicy widnokręgu, w odległości czterech mil, wznosi się pasmo Niżnych Tatrów, ciągnące się rónolegle do łańcucha Tatrów właściwych. Nie są to owe wysmukłe, ostro, dziko poszarpane szczyty, jakiemi odznaczają się nasze Tatry, ale raczéj wydają się one jakby długi grzbiet, nad który wznoszą się najwyżéj Kralowa Hola (6000 st.) i Dziumbir (6170 st.) bielejący płatami śniegu. Cały ten rozległy i piękny krajobraz oświecało jasne słońce, pogodne nad nim sklepiło się niebo, po którém, niby wędrowne ptastwo, przeciągały śnieżne, mgliste obłoczki, gęszcząc się i kupiąc dopiero w bliskości Krywania. Na prawo, t. j. ku wielkiemu zachodowi, piętrzą się jedne nad drugie wspaniałe wiérchy tatrzańskie: Stara Robota, Rohacze, Czerwony Wiérch, Krzesanica, Kóminy Kościeliskie i inne, bo