Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jakimto skarbem jest ogień, ten żywioł tak nieraz straszny, tak lekceważony w codzienném życiu. Bez niego, jakże okropną byłaby dla nas ta noc spędzona w szałasie przez którego dach gwiazdy świeciły, a wiatr przewiewał szparami! Zimno byłoby nam się dobrze dało we znaki: a potém, jakże to okropnie zostać na całą długą noc w ciemności, w miejscu tak odludném i dzikiém! Każdy szelest, każdy łoskot spadającego w przepaść kamyka, byłby nas strachu nabawiał. Przy ogniu było nam ciepło, wesoło, bezpiecznie.
Bezpiecznie! piękne bezpieczeństwo przy ognisku, w okolicy tak dzikiéj, jeden mężczyzna i trzy kobiety! Muszę się przyznać, że gdy już było widoczném że będziemy musieli noc przepędzić w takiéj pustce, miałam chwilę bojaźni, ale tylko chwilę; bo czyż może się lękać ten kto wierzy że opatrzne oko Boże czuwa nad nami we dnie i w nocy, że On nas nigdy nie wypuszcza z ojcowskiéj swojéj opieki? Myśmy oddaleni od ludzi, samotni niby, na dzikiéj skale, ale Bóg jest z nami, bez jego woli i włos nam z głowy nie spadnie. On obrońcą naszym, opiekuńcze skrzydła jego anioła, osłaniają nasz szałas, możemy więc spoczywać bezpiecznie. Prawdę mówiąc nie było się czego obawiać. Gdyby gdzie w pobliżu miasta przyszło tak nocować w polu pod lasem, trzebaby się lękać napadu złodziei i włóczęgów miejskich lub wiejskich; tu z tego względu mogliśmy być zupełnie spokojni; nigdy nic podobnego nie przytrafiło się w naszych górach, najbezpieczniéj można po nich wędrować wzdłuż i wszersz, choćby nawet samemu bez przewodnika. Owi zbójniki o których dawne śpiewają piosnki, przepadli bez wieści.
Rozgospodarowawszy się w naszéj oberży, t. j. ustawiwszy z owych deszczek ławy tak aby nas dym jak najmniéj dochodził, pomodliliśmy się wspólnie, a z modlitwą uleciały ostatnie obawy. Już nawet nie