Strona:Maria Rodziewiczówna - Wrzos.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pani Celina, młoda rozwódka po bogatym bankierze, mieszkała sama na Erywańskiej i prowadziła dom otwarty, gdzie rolę gospodarza nietytularnego spełniał od lat pięciu Andrzej Sanicki.
Płeć piękną, oprócz gospodyni, przedstawiało kilka jej kuzynek tylko; zato mężczyźni schodzili się tłumnie. Pani Celina była przepysznie piękna, śpiewała po mistrzowsku, umiała bawić gości rozmową dowcipną — pozwalała się innym bawić swobodnie.
Gdy Radlicz wszedł, zebranie było kompletne.
W gabinecie grano w winta, w salonie deklamował najlepszy komik, a roiło się od dziennikarzy, artystów, ludzi najzdolniejszych i najweselszych, wśród których majestatycznie przesuwała się pani Celina.
— Witam! — podała mu po koleżeńsku rękę. — Ma tam pan co nowego?
— Mam miny ludzi, co się dowiadują o małżeństwie Andrzeja. Ale może to za ostro będzie tak wobec wszystkich?
— Ależ owszem. Przygotowałam panu papier i ołówki — tam, pod lampą. Smaruj pan, a żywo.
Śmiała się, ubawiona, prowadząc go do stołu.
— Andrzeja niema? — spytał — oglądając się.
— Za wcześnie. Przecie teraz patrjarchalnie obiaduje z tatkiem — o szóstej.
I znów się śmiała.
Radlicz witał znajomych — i wnet wkoło jego osoby i ołówka zebrała się spora grupa.
Rysował i tekst układał. Wybuchy śmiechu towarzyszyły tej robocie, a komik kończył deklamację; do fortepianu usiadła pani Celina i nie tracąc z oczu towarzystwa i nie przestając rozmowy z młodym Maksem Unfriedem, brała luźne akordy. W gabinecie rozpoczęła się ostra kłótnia dwóch graczy, z jadalni rozlegał się szczęk kryształów.
W tej chwili za krzesłem Celiny, w drzwiach gabinetu, stanął gość ostatni i rozglądał się po sali.
Był młody, bardzo wysoki i zgrabny. Miał twarz suchą i nerwową, ciemnobląd, kędzierzawą czuprynę nad szerokiem czołem, oczy ocienione mocno, zuchwa-