Strona:Maria Rodziewiczówna - Rupiecie.pdf/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jedna przed drugą w ozdobach się przesadzać, i te postrojone kazały się wyręczać tym — co na stroje nie miały i — przestały możne chodzić po sierpy do Krzysztofora Glona, bo miały już służebne.
Na niwach zbożnych już nie tak kipiała praca i ochota wszystkiego ludu — znoili się ci tylko — co musieli się znoić, a robili z myślą by zarobić, i zarobek zanieść do Greka, wymienić na podobne możnym ozdoby. Kto tam bardzo dbał o lemiesze, kto na nie patrzał — czarne były, grube — do podłej roboty.
Młódź zapragnęła innego czynu i oręża. Do pasów ze złocistemi klamry przybyły sztylety w pochwach misternych, inni poczepili u boku miecze.
— Poco wy się obwieszacie temi brzękadłami! Toć tylko zawada i ciężar! — mówił do nich Glon.
— Niewiadomo co będzie. Oręż rycerska rzecz!
— A pocóż wam rycerzami być? Bo to wam kto zagraża, macie przed kim się bronić? Idźcie z kosą w pole — łany gotowe czekają.
— Co tam łany. Są na nie parobki, niech koszą. My rycerze!