Strona:Maria Rodziewiczówna - Róże panny Róży.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mleko gorące i świeży chleb — i kiełbasa, bośmy wieprzka zakłuli pod Wielkanoc. Niechże panicze zrzucą mokre szmaty — i cudzą odzież. Jest swoja — jest. Uchowało się! — dodała z nawyknienia szeptem i z uśmiechem triumfu.
Tedy Sewer się poddał posłudze, a Olesza rozebrał się i przeciągnął w swej podartej koszuli.
— Już nas wszy żreć nie będą, — zaśmiał się, kręcąc papierosa.
Potem już mało co pamiętali z tego pierwszego wieczora. Obudzili się zaś po dwóch dobach, wypoczęci, głodni i aż zdumieni — że nic ich nie gna, nie dręczy.
Wtedy Sewer obejrzał swoje dziedziczne gniazdo. Dwór pozostał, krzepko przed wieki z kamienia i cegły postawiony, starą karpiówką kryty, zniekształcony zamurowaniem prawie wszystkich okien i drzwi.
Jak do blokhauzu amerykańskiego trapera przez sień było jedyne wejście dla ludzi i dobytku, gdyż w najbardziej pustej stronie trzymano dwie ukochane krowy-żywicielki, klacz i kilka owiec, i chowano zboże, chroniąc przed pożarem. Z folwarku zostały opalone, murowane słupy stodoły i stajni i drewniane obór. Zostało też parę starych wierzb, owocowy sad bez płotu i olbrzymi topól z bocianiem gniazdem. Folwark stał na wzgórzu, odległy od wsi i gościńców; na zachodzie miał las, na wschodzie bagniste Stybełko i granicę bolszewicką. Ostatni bastjon Polski. Gdy się rozejrzeli, zatrzymali się na wzgórku, gdzie przed wojną stał wiatrak.