Strona:Maria Rodziewiczówna - Nieoswojone Ptaki.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wiem, Łotysz mówił, że ją nieboszczyk Tolą nazywał. Ale przecie pan nie myśli uczyć ją czytać w cztery lata. Jezus Marja — z tego dziecko zamrzeć gotowo.
Dziecko w tej chwili wyciągnęło ręce do Dźwiny, aż się przegięło całe, więc pan Kazimierz rzekł radośnie:
— Będzie zuch dziewczyna — bo lubi psy.
Tola nie zawiodła tej nadziei. Jakżeby zresztą nie miała lubić psów, kiedy od chwili, gdy pełzać zaczęła, byli to najlepsi przyjaciele i towarzysze. Suwała się po podłodze za Mrówką, a trzymając się grzbietu Dźwiny, nauczyła się chodzić. One też wyprowadziły ją pierwszy raz na boży świat, bo gdy wiosna nadeszła, a Florjanowa jeszcze się bała dziecka na wilgoć i wiatr narażać, pewnego dnia Dźwina przemyślna otworzyła drzwi i Tola za psem wydreptała na podwórze i nuż się tarzać z taksem po świeżej trawie.
Florjanowa ubóstwiała dziecko, ale jej życie pracowite nie dozwalało dużo czasu bawić się Tolą.
Dzieciak był wymyty, czysto ubrany, suto nakarmiony, ale siedzieć w izbie nie chciał, a że pan Kazimierz kazał woli w niczem nie krępować, więc Florjanowa nie zamykała więcej klatki, ptaszek wyleciał na swobodę. Głuchoniemy Marek dostał polecenie pilnowania.
I tak ledwie dwuletnia, malutka Tola rozpoczęła życie czynu, ruchu i odkryć. Poznała podwórze i ptactwo domowe, za którem się Trzmiel uganiał, zawsze