Strona:Maria Rodziewiczówna - Nieoswojone Ptaki.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niewierany, a szał będzie ludźmi rządzić. Ten mąż ma świętą rację, każdy moralny człowiek jego stronę będzie trzymać.
Zarębianka drżała z hamowanego oburzenia — nareszcie nie wytrzymała i wybuchnęła:
— Po tem, co z tego Sakramentu zrobili mężczyźni, niema co mówić o jego szanowaniu. Kobieta ta jest nieszczęśliwą i życiem to przypłaci z pewnością. Ale ja w Boga wierzę — i wierzę, że tam, na sądzie, nie będzie potępiona.
— Moja duszo, rezonujesz po kobiecemu — upominał spokojnie ksiądz.
— A dziekan dobrodziej po męsku! — odparła żywo. — I dlatego, że prawa wszelkie układają mężczyźni, kobietom niewolnicami tylko być tu na ziemi, albo nie żyć, gdy się która z człowieczą, całą duszą urodzi i w zwykły tor pójdzie. Przepraszam księdza dziekana, żem go utrudziła.
I wyszła jeszcze bardziej rozgoryczona i z cięższym zawodem jak od adwokata.
Wróciwszy do domu, wzięła pióro i napisała zamaszyście:

Szanowny Panie!
„Poznałam bratanicę Pana w ciężkich chwilach, gdy ją przed półtora rokiem mąż tu zostawił z małem dzieckiem, widziałam męki i mozoły i wzorową pracę, i pokochałam jak córkę. Wtedy wystarczyła jej moja opieka i pomoc zacnych ludzi. Teraz udaję