jego nie szperali w posesji, gdzie on mieszkał, a on raz tylko spytał swej gospodyni o Jankę i zadowolnił się objaśnieniem, że to krewniaczka do nich na czas jakiś przyjechała.
Człowiek to był bezżenny, niemłody, lubił kwiaty dobre powietrze. Czernikowa go stołowała, dogadzała w wikcie, więc rad z mieszkania i opieki, raczejby pomógł, niż dokuczył.
W miesiąc po tem osiedleniu napisała Stankarowa do Zarębianki, pytając o wieści, opisując swe nowe życie. Rada zeń była, ale brakło jej ludzi znajomych i umysłowej rozrywki.
O niedostatku i ciężkiej pracy nie wspominała wcale — na to była nieczuła.
W tydzień potem przyszła odpowiedź pod adresem Czernikowej:
„Moja kochana pani Antonino. Po twojem zniknięciu był tu u mnie twój małżonek już parę razy i przyznaję, żem go nie poznała. Przeprosił za skandal, pytał o ciebie spokojnie, obiecał, że cię już prześladować nie będzie. Nie rozumiem, co mu się stało. Do Paryża nie wraca, osiadł tutaj i ma dużo roboty. Zaczynają o nim pisać w Kurjerze. Powiedziałam, żeby ci dał paszport, na to się uśmiechnął dziwnie i odrzekł, że gdy o to go sama poprosisz, to nie odmówi. Powodzenie go poprawiło, warto z okazji skorzystać. Dowiadywał się o ciebie pan Brzezicki, który tu od hrabiego przyjeżdżał. Hrabinie daję już trzecią lektorkę
Strona:Maria Rodziewiczówna - Nieoswojone Ptaki.djvu/187
Wygląd
Ta strona została skorygowana.