Strona:Maria Rodziewiczówna - Nieoswojone Ptaki.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pieniądze! Ja jestem chora z tego wypadku. Cały mój tryb życia zrujnowany, niczego nie mogę odszukać, nic załatwić. Mietka cały dzień piszczy i szuka jej po domu!
— Pójdę zaraz!
Odnalazł łatwo czytelnię i szczęściem mało interesantów. Zarębianka była w złym humorze i gdy został z nią sam, spytała go „co pan sobie życzy?“ takim tonem, jakby mówiła „idź do djabła“.
— Z polecenia mojej babki, hrabiny M., przyszedłem po wiadomości o pani Stankarowej.
Zarębianka widocznie potrzebowała pozbyć się goryczy z serca, bo rzekła impetycznie:
— Ładne wiadomości. Uciekła z dzieckiem przed mężem! A bo też wybrała sobie gagatka! Toć on mnie, mnie śmiał powiedzieć, że ja mu żonę zbuntowałam, że ją na złą drogę wprowadziłam, że on mnie w gazetach opisze. I na takich niema sprawiedliwości, i kobieta dla takiego urwisza życie ma złamane i przepadnie marnie, bo co jej ta nierozsądna ucieczka pomoże! Toć ją policja złapie i do męża odstawi. A wtedy — jak Bóg na niebie — kryminał będzie. Ładny wynalazek — małżeństwo!
— Nie przeczę, że mocno nieudany, ale gdzie się udała pani Stankarowa? Do rodziny zapewne — znajdzie tam opiekę.
— Ja jej to radziłam, bo, prawdę powiedziawszy, wiedziałam, co zamierza, i gotowam wszystkich starań