Strona:Maria Rodziewiczówna - Między ustami a brzegiem puharu.pdf/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Gdzie mnie chyba gwałtem odstawią!
— Są wielkie karjery militarne i dyplomatyczne dla młodych magnatów w Prusach.
— Nie dla mnie! O, nie! Nie dla malkontenta. Widziałem militaryzm na cmentarzu we Fröschwiller, a dyplomację ot tu, na wschodzie. Dość mi na tym nauki i sławy.
— Są świetne parentele i stosunki w Berlinie.
— Ach, Jadziu, Jadziu! — zaczął Wentzel, a Jan podchwycił:
— Otóż i wylazło szydło z worka! Mamy sekret. Siostrunia boi się stosuneczków, zabawy... uhm, uhm... hrabiny Aurory naprzykład...
— Mylisz się, ja niczego się nie boję — odparła hardo — mówię o babce. Niech hrabia naszą rozmowę powtórzy jej, ja wierzę mu i...
— I kochasz! — dorzucił niepoprawny Jan. — No, powiedz śmiało, dam ci absolucję. Pewnie nigdy tego od ciebie nie słyszał?
— Uchowaj Boże! — uśmiechnął się Croy-Dülmen.
— Pan jednak wie! — mruknęła niewyraźnie.
— Ha, ćwiczysz, najdroższa, w domyślności.
Tu pani Tekla przerwała im rozmowę:
— Jadziu, chodź tu bliżej!
Wezwana podeszła, rumieniąc się.
— Czy ty chcesz iść za niego?
— Oho, wpadła Jadzia! — szepnął Jan do przyjaciela. — Pani Tekla nie zadowolni się, jak ty, domysłami.
— Chcę, babciu — odparła spokojnie dziewczyna.
— Choć cię świat okrzyczy, żeś zdradziła swą narodowość dla pieniędzy i świetnej partji?
— Choćby, babciu.