Strona:Maria Rodziewiczówna - Między ustami a brzegiem puharu.pdf/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mijały tygodnie, przerywane częstemi listami Wentzla; pisywał i do babki, częściej do Jasia, ale chłopak nie dzielił się wiadomościami; mówił czasem siostrze krótko: „kłania się tobie“, i czekał, że o co spyta, ale ona milczała, zadawalniając się tem, co jej opowiadała pani Tekla.
Musimy dodać, że staruszka, choć pozornie rzucała niedbale otrzymaną kartkę, potem w sekrecie chowała ją skrzętnie do szufladki potajemnej w biurku, gdzie leżały jej relikwje: listy matki, dukat z Matką Boską — dar ślubny, jakieś stare kwiatki z grobów, kawałek świętego chleba, legja honorowa męża i mirtowa gałązka z wianka córki. Nie miała skrupułów, że te listy sprofanują święte pamiątki. Raz nawet, nałożywszy po długim namyśle okulary, odpisała swemu Prusakowi. Było tam wiele morałów, złych posądzeń, a potem zlecenie, by się szanował, nie nadwerężał, i poco ma czas tracić w złem towarzystwie Szwabów, lepiej, żeby wracał do Marjampolu, gdzie mu będzie rada. Kończyła błogosławieństwem.
Ale on nie wracał, a natomiast przysłał wiadomość, że pragnienie Jadzi spełnione.
Zwłoki Wacława Chrząstkowskiego wydobyto z ogólnej mogiły. Miał biedak swój grób tymczasowy na cmentarzu miejscowym, czekając aż go stamtąd zabiorą.
„Byłem sam przy tym smutnym obrzędzie — pisał do Jana — nie chciałem cię wzywać. Pojedziemy może tam kiedy razem, we troje, jeśli mnie wziąć zechcecie za swego. Ludu zebrało się sporo i asystował pułk piechoty z okolicy. Pożegnano go wojskowemi honorami i długą, długą karabinową salwą. Rzuciłem mu garść ziemi, jak to u was zwyczaj, a gdy się wszyscy