Strona:Maria Rodziewiczówna - Między ustami a brzegiem puharu.pdf/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Otóż Głębocki się zgadza sprzedać komukolwiek Strugę, byle nie księciu F. Napędziłem mu strachu. Podpaliłem i naftę i węgiel.
— Czy pan Głębocki zdrów? — spytała panienka.
— Tak, siostrzyczko; wrócił do normalnego stanu: zdrów i zakochany. Sprzedaje Strugę, przenosi się do folwarku, co ma po ciotce, ze rzeką, z tamtej strony szosy, ekwipuje się i żeni. Co prawda, robi wyśmienity interes: mówię o sprzedaży, a nie o żonie. Przywiozłem z sobą plany, inwentarze i potrzebne dokumenta, za parę tygodni sprawa będzie skończona. Czy państwo już wracają z przechadzki? Chwała Bogu, dostaniemy herbaty.
Zamiast Wentzla, który wyglądał dziwnie osowiały, pani Tekla wzięła się pilnie do przeglądania planów i dokumentów. Jan jej wykładał warunki Głębockiego, Jadzia przygotowywała herbatę, hrabia niby słuchał interesu, niby patrzał na cyrfy, ale w istocie mało słyszał, jeszcze mniej widział, na nic zgoła nie uważał.
Zbudził go, jak ze snu, podniesiony ton babki.
— Co? To rozbój! Któż może tyle zapłacić! Słyszałeś, panie hrabio, cenę?
— Słyszałem — odparł. — Choćby miljon, gdy chodzi o ratowanie ziemi, zapłacę.
Staruszka skoczyła na równe nogi.
— Co ty bredzisz! Śpisz, czy jeszcze marzysz o Berlinie? Sam nie rozumiesz, co gadasz!
Był tak roztargniony, że się zląkł, iż coś powiedział niedorzecznego, i aż poczerwieniał.
— Ależ, babciu! Cóż ja powiedziałem tak złego? — bronił się, zbity z tropu.
Absurdum! Miljon dla ratowania ziemi! Jakiej? Czy ty wiesz, czy ty pojmujesz? Co tobie do tej ziemi!