Strona:Maria Rodziewiczówna - Między ustami a brzegiem puharu.pdf/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ona nie twoja, cudza, wroga! Ja chcę, żebyś zrobił dobry interes, tylko tyle!
Oprzytomniał, zląkł się, że go panna Jadwiga znowu posądzi o fałsz dla zamydlenia oczu staruszki, o podłość, jak to nazywała, i odparł swobodnie:
— Sąsiedztwo Marjampola będę zawsze uważał za dobry interes, a Struga nie będzie mi obcą ziemią, ale własną, skoro ją nabędę.
— No, pewnie, własną i drogą! — wmieszała się do rozmowy panna Jadwiga z odcieniem ironji.
Jan się zaperzył:
— Ty jeszcze drwinkuj! Z twego powodu, dla pięknych oczu, sąsiedzi głowy tracą.
— Co? Jak? — spytała pani Tekla.
— A no, to jasne. To cena postawiona dla konkurenta.
Staruszka spojrzała na Wentzla strasznym wzrokiem.
— On się ośmiela... — zaczęła.
Jan parsknął śmiechem.
— Ależ, pani! Toż przecie nie hrabia. A to wyśmienite! I oto jeszcze pana posądzą! Konkurentem o względy i sąsiedztwo Jadzi jest książę F.
Wentzel odetchnął, bo babka zwróciła wreszcie swe świdrujące oczki z jego twarzy na Jana.
— Co to nowego? Jaki książę?
— A ten, co to w Ems posłyszał od pani kazanie po francusku. On to chciał kupić Strugę i postawił bajeczną cenę.
— Ta lala, ta tyczka, ten farmazonik! Tak głupim może tylko być Prusak.
— Że się stara o mnie, babciu? Dziękuję! — rzekła z uśmiechem panienka.