Strona:Maria Rodziewiczówna - Magnat.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jako ubogi krewny, wyglądający łaski bogatego! Powtórzenie Kuhacza.
— Nie zhańbiłeś się tam, nie zhańbisz tutaj.
— Ależ ona! Ja jej widzieć nie chcę!
— Dlaczego? Wstydzisz się?
— Kocham, takem podły! Powinieniem nienawidzić!
— Ona sama ułoży tak stosunki, żeby ciebie unikać. Po tem, co między wami zaszło, będzie uważniejsza. W każdym razie ja się będę potrochu przeprowadzać do miasteczka, a ty zajmij się jeszcze gorliwiej Zborowem, to cię rozerwie.
Jednakże Aleksander łudził się jeszcze nadzieją, że go Lasota nie zapomni. Ale minął miesiąc, nowo nabywca sprowadził się do Mniszewa, Kalinowska z Józią osiadły na nowem miejscu, ubogo znowu było, skąpo, zaczęto bardzo oszczędzać, łatać; nastała zima, a o Lasocie i wieści nie było. Wtedy Aleksander ręką machnął, przegryzł zawód i lżej mu się zrobiło na sercu.
— Odwdzięczyłem się dobrodziejowi. Zawsze i to dobry interes. A on jeden nigdy mnie nie ukrzywdził.
W Zborowie jeszcze bawili dziedzice i pełno było gości na polowaniu. Przez październik szczuto zające i lisy; hrabiankę, na czele eleganckiej kawalkady, widywał Aleksander przelotem, w polu, gdyż się od bytności na salonach zupełnie usunął, a sprawy ważniejsze załatwiał w kancelarji Adama, w godzinach, gdy wiedział, że nikogo nie spotka.
Najtrudniej mu było usunąć się od pani Kalinowskiej, która, o niczem nie wiedząc, zapraszała go bezustannie, gderała za dzikość i obarczała tysiącem poleceń, które go zmuszały do częstych sprawozdań.