Przejdź do zawartości

Strona:Maria Rodziewiczówna - Magnat.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

baczywszy konie i jeźdźców, masz wiarę w swoją klacz? Ja się boję trochę trzymać za tobą, boś za wielki, respective za ciężki.
Aleksander ramionami ruszył.
— Nie myślę, abym przegrał tak mało. Tekeny może zdobędzie hrabiankę, ale mojej klaczy jego szkapa nie weźmie na dystans.
— Adam stawia na ciebie. Zaryzykuję i ja tysiąc rubli przeciw Żarskiemu. Ale, à propos, moglibyśmy dziś wieczorem pojechać do Żarskich.
— Ja? — zdumiał się Aleksander. — A toć mam dzisiaj roboty w kasie do północy.
— Projektujemy wszyscy całą bandą jutro wyjechać na spotkanie pań. Będzie to próba koni.
— Adam pojedzie na „Flammie“. Ja nie mam czasu.
— A wiesz jeszcze jedną rzecz? Przywozi z sobą pani Kalinowska swoją kuzynkę, Bujnicką z Galicji. Jedną z siedmiu wprawdzie, ale to partja, dla bardzo dobrych aljansów. Otóż, tylko mnie nie zdradź, to dla ciebie ją tutaj wiozą. Cały plan ukartowany. Pani Kalinowska chce cię ożenić i oddać w dzierżawę Wolicę, pozostawiając zawsze administrację reszty dóbr. Cóż ty na to?
— Jeszcze panny Bujnickiej nie widziałem, na dzierżawę nie mam środków, a o małżeństwie dotąd nie myślę. Zresztą mam nadzieję, że, jeśli hrabianka przejmie tego nowego kandydata, pani Kalinowska zajmie się wyprawą i o mnie zapomni. Któż jest ten Tekeny?
— Magnat, bardzo elegancki, ma doskonałe konie i pysznie tańczy czardasza. Czyś ty już wysłał konie do kolei?
Wracam do Zborowa i wydam rozporządzenie.