Strona:Maria Rodziewiczówna - Magnat.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

To się nazywa blaga! Matka opowiada, że za Bugiem ma interesa. — Uśmiechnął się.
— Jadę z Warszawy, wstąpiłem do domu, żeby się przebrać, bo mam dziś jeszcze być u barona Binsteina w Zabrańcach, ale mi matka kazała tu jechać, więc jestem.
— Matka nic panu nie mówiła? — spytał Adam, zdziwiony zmianą, zaszłą w gościu. Był wesół, swobodny, jakiś zupełnie inny.
— Mówiła, że pan tu ma biedę z administracją po śmierci Malcza, że mnie potrzebuje do pomocy, zanim innego rządcę znajdzie.
— Cóż pan na to? — wtrącił Lasota.
— Odpowiedziałem, że nie mogę się tego podjąć, bo mnie lada dzień wsadzą do fortecy na czas jeszcze nieokreślony.
— Co to znaczy?
— Bom obydwuch Wojewódzkich ciężko postrzelał.
— Co? Pojedynkował się pan?
— Już! Skończone! — odetchnął głęboko.
— Kiedyż to było?
— We czwartek ojciec, w piątek syn. W niedzielę wyjechałem. Oto są protokóły.
Wyjął i podał Kalinowskiemu zwitek papierów i rzekł z uśmiechem:
— Jako starszemu w rodzie, składam.
— Jakże to było? Opowiadaj pan! — wołał Lasota.
Ab ovo zacznę. Przed świętami jeszcze doszły mnie wieści z Kuhacza, że pieniądze generałowej się znalazły. Wyjeżdżając, zapowiedziałem matce, że tam wstąpię, aby prawdy się dowiedzieć. Istotnie znalazły się te nieszczęsne kapitały w oranżerji, przy salonie, w zapaśnym jakimś lufcie. Zmieniano tam piece i zna-